Strona:Edward Redliński - Konopielka.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jajkow, mówie do żonki. Abo zawołać niech zajdzie na zacierke, co? Leć, Ziutek!
Ziutek poleciał, a my z tatkiem dawaj nad tym dziadem dumać. Prawdziwie, nigdy jeszcze taki nie żebrał u nas. Wszystkich dziadow znało sie jak rodzine, każdy zachodził na bagno co roku dwa trzy razy, każdy o swojej porze: Jaśko bez ręki koło Zielonych Świątkow i przed Popielcem, garbata Anielka po żniwach i przed Nowym Rokiem, Kiławy Wiktor w Przemienienie i na Gromnice, Niemko, najsilniejszy, ze trzy razy wioski obleciał, do nas zaglądał na Pietrapawła, przed kopaniem i na Trzykróli. Ale żaden w roztopy i jesienio iść przez błota nie miał siły ni odwagi, wybierali abo zime, abo czekali, aż lody wody spłyno. A ten, jak on przez wody, błoto przeszed? Na skrzydłach?
Aż tu widać głowy za oknem: ido Dunaj przezwisko sołtys, Domin rajko, durny Filip, za niemi Szymon kuśtykajo. A dokąd ta procesja i czego? Prog mijajo, na gumno walo! Wypadam za nimi bez czapki: Wy czego! krzycze i zachodze im droge, nie puszczam: Czego!
Dunaj mnie spychajo: Dobra, dobra, nie czeguj człowieku! Niech bedzie pochwalony Jezus Hrystus, o, od tego zaczynajmo. Przyszli my zobaczyć twoje żywine i tego cielaka!
Ależ ludzi, co wam, bronie sie, krowa jak trzeba, cielak jak trzeba tylko trochu niedonosek.
Tak? A czemu Siwka twoja rży za nim?