Strona:Edward Redliński - Konopielka.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tu gospodarz, musze mieć siłe do młoćby. Ale, widze, niezabardzo pamięta sie o tym: dzieci pódgarniajo jo sobie łyżkami, ganiajo po misce, a i tatko coraz jo szturno w swoje strone, a oczy im chodzo za słoninko jak uwiązane. Każdy niby nic, niby niechcący, a ustawia skwarke do wzięcia. Wtem Ziutek najstarszy, chap jo w łyżke i do gęby niesie, już rozdziawionej! Co? Jak nie wytne smurgla łyszko w czerep! Skwarka jemu wylatuje i pac w kapuste. Uspokoili sie, nie probujo więcej, omijajo skwarke. Ale ja nie rezykuje dłużej: biore mięso w ręke, jem. Tato nie mogo wytrzymać, że ktoś tak sobie je słonine z kartoflo, pomlaskuje i palcy oblizuje. Ty niedobrze Kaziuk zrobił dziada przeganiawszy, mówio, dziada przegnać ciężki grzech! Czy ty nie wiesz, kto to kiedyś chodził po ziemi za dziada przebrany?
Handzia zacierke podała: jem zacierke, kluski łykam, ale o tym dziadu zapomnieć nie moge. Prawda, opowiadajo, że kiedyś święte chodzili za dziadow przebrane, nawet sam Pambóg z Pietrem wendrowali po wioskach niby żebrawszy: chodzili i porządki boskie ustanowiali, jak żyć, pracować, modlić sie, żeb było po bożemu. Rybaka, jak dziada nie uszanował, Pambóg, on to był za dziada przebrany, w bobra przemienił! Żarty żartami, ale żeby i mnie za moje tupanie w jakiego tupacza nie przemieniło!
Może posłać za tym dziadem Ziutka z paro