Strona:Edward Redliński - Konopielka.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale co w tym złodziejskiego? Grzechu jakoś ja nie widze.
Bo tobie rozum zaćmiło, wurkneli tato, gadasz już jak uczycielka! Nu, nie żartuj, odnieś kose i wychodzim. Toż wstyd słonka! Jezu, ono już za wierzbo!
Ale ja przy pieńku siadam. I rozklinowuje zamek: jedno ręko trzymam kose za piętke na żelazku, młotkiem w drugiej zaczynam stukać po brzeżku, drobno, gęsto, równo, i dzwonienie równe, drobne leci po gumnie i za płoty. Tato za głowe sie łapio, uszy rękami zatykajo! Staneli nade mno, wyraczyli sie, nie wierzo.
Handzia, wołajo, ty zobacz, może mnie oczy zaćmiło: Czy Kaziuk kose klepie?
Jakby klepie, mówi Handzia, też nie wierzy. Tato odstępujo: Kaziuk! odzywajo sie jak z grobu: Tu mnie Handzia powiedziała, że ty kose klepiesz!
Kaziuk! dopominajo sie jeszcze raz: Może ty nie klepiesz, może ty stukasz ot tak sobie. Czy mniej więcej wiesz co robisz?
Kiwam głowo, że wiem, wiem ja co robie. Zakręcili sie tato w miejscu, jak koza w Herodach latajo zbaraniałe, pytajo sie to Handzi, to Ziutka, to powietrza: A może on nam sfiksował? Na co on te kose klepie? Na łąke pójdzie? Toż sianowanie skończone, w tamte środe my skończyli. Do otawy? pytajo sie i sami sobie tłómaczo: Do otawy z sześć tygodni! E, ty Kaziuk myślisz groch kosić! Ale jak to, czy ty nie wiesz, że groch kosi sie po żniwach?