Strona:Edward Redliński - Konopielka.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sie Bartoszko. A naprawde jest Bartosz. Moj tato nazywali sie Bartosz, Stanisław Bartosz! Uczycielka do mnie sie obraca, pyta jak ksiądz zapisał nas przy ślubie? Bartosz czy Bartoszko?
Zdaje sie Bartosz.
A mnie sie zdaje że Bartoszko, przypomina Handzia: Bartoszko Kaźmier i Hanna.
A żadnych dokumentów pan nie ma? pyta sie uczycielka. Ja wstaje, ide na chate, jakieś papiery leżeli za Matkobosko, między nimi paszport, grubszy, twardziejszy z pieczątko, dali to jak do wojska brali: nie wzieli, bo coś im moje nogi nie pasowali.
Daje jej te papiery i ten z pieczątko, ona pod okno niesie, czyta, czyta.
Bartoszewicz! ogłasza.
A dzie tam! złoszczo sie tatko: Batoszewicze żyjo w Surażu. A w Taplarach Bartosze! Najbardziej zdziwiło Handzie. Śmiać sie zaczeła: Bartosiewicz hahaha, patrzajcie, Kazimierz, tyle lat z nim żyła, myślała, że z Kaźmierem, a on Kazimierz. I to Bartosiewicz! To ja Bartosiewicz Hanna? Ha, ha, ha, patrzajcie: Bartosiewicz!
Bartoszewicz, poprawia uczycielka i zapisuje: Bartoszewicz Józef! Zapamiętaj, Ziutek. No, powtórz.
Ale dzie tam on powie, beksa! Płacze czegoś koło łożka, a czego sam czort nie wie. I na cóż takiego zapisywać, mówie, nie szkoda to paninego czasu i kajeta na take żabe? Ale