Strona:Edmund Jezierski - Wyspa elektryczna.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

waniu potężnej siły takich np. wulkanów, jak Wezuwiusz, Etna i inne. Wybuchają one w dalszym ciągu, zalewając lawą i zasypując popiołem położone u ich podnóża wioski. Co najwyżej korzyść z tego odnosi gromada gapiów, zwanych turystami, którzy zjeżdżają się z różnych stron świata i patrzą na to widowisko. My inaczej umiemy wykorzystać takie dziwy natury. U nas nawet wulkan próżnować nie może. Zwyciężyliśmy go i także zmusiliśmy do pracy!
Gdy to mówił, oblicze doktora Johansena zajaśniało triumfem.
Nasi przyjaciele z szacunkiem i podziwem patrzyli na tego zwycięzcę żywiołów. Wszak śmiało mógł się on uważać za pana natury, dokonał wprost cudu i miał z czego triumfować!
— Skąd jednak panowie czerpią surowe metale do wyrobu tych wszystkich maszyn? — spytał Henryk.
— Przywozimy je z tej starej, zgrzybiałej Europy, choć w znacznej części dostarcza nam ich i wyspa. Ot, niedalej jak u podnóża tego wulkanu znajdują się nasze piece hutnicze, w których ogień jego przetapia rudę na potrzebny nam metal.
Za naciśnięciem guziczka rozstąpiła się jedna ze ścian, i przyjaciele nasi ujrzeli olbrzymi piec hutniczy, przez którego otwór wypływał ognisty potok roztopionego metalu, chwytany w formy przez napół nagich robotników.
— Huty nasze dostarczają nam obecnie tyle surowca, że wystarczy na długie lata.
Atmosfera w komnacie władcy wulkanu stawała się coraz bardziej gorącą, tak że wprost