Strona:Edmund Jezierski - Wyspa elektryczna.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tamowała oddech. Naszym przyjaciołom pot grubemi kroplami wystąpił na czoło, poczerwienieli, brakło im tchu.
Spostrzegł do doktór Johansen i rzekł z uśmiechem:
— Panowie są nieprzyzwyczajeni do naszych upałów. Lecz zaradzimy temu.
Przekręcił kranik, i wnet komnatę napełnił orzeźwiający, chłodny powiew.
Zwiedzający odetchnęli z ulgą. To właśnie wichry, zawarte w zbiornikach doktora Zerri, rozpoczynały swe działanie.
Pożegnawszy doktora Johansena, skierowali się z dr. Wicherskim ku wielkim kuźniom, położonym u podnóża wulkanu.
Dobiegał z nich odgłos potężnych młotów, bijących o kowadła, a wnętrza ich, oświetlone krwawym płomieniem ognisk, przypominały legendarne kuźnie cyklopów. Naczelnikiem kuźni był majster Peterson, kowal, sprowadzony z głębin Szwecji. Jak objaśnił dr. Wicherski, majster Peterson nie należał do liczby stowarzyszonych.
Kuźnie wyspy tajemnicznej urządzone były w sposób nader oryginalny, mieściły się bowiem, jak już mówiliśmy, w grotach, wyżłobionych u podnóża wulkanu.
U szczytu tych grot urządzone były specjalne otwory, przez które wydobywała się para i dym.
Majster Peterson przyjął gości nadzwyczaj uprzejmie.
— Pragną panowie zwiedzić naszą kuźnicę. Ależ jak najchętniej — rzekł, gdy doktór Wicherski wyłożył mu powód przybycia. — Urządzenie jej jest takie same, jak w Europie, tylko