Strona:Edmund Jezierski - Wyspa elektryczna.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie, wy się nie dacie nagiąć, zachowacie swą niezależność, znajdziecie środki do uwolnienia się stąd!
Całą mocą woli zapanowali nad ożywiającemi ich uczuciami i z naprężoną uwagą słuchali dalszych wyjaśnień prof. Rockfossa, starając się wyciągnąć z nich jak najkonkretniejsze i najkorzystniejsze dla siebie wnioski.
Dzwon południowy przerwał im zwiedzanie technicznych urządzeń wyspy.
Na posiłek poprowadzono ich do wielkiej sali, gdzie stały już zastawione stoły, przy których siedziało grono mężczyzn, tym razem nie zamaskowanych.
Byli to wszystko władcy tajemniczej wyspy.
Uderzyła ich uwagę wielka różnorodność typów. Znajdowali się tam przedstawiciele prawie wszystkich narodowości świata. Nie brakło skośnookiego Japończyka, hebanowo-czarnego murzyna, a o Europie niema nawet co mówić! Wszystkie nieomal rasy europejskie miały tam swoich przedstawicieli.
Ogółem było dwanaście osób.
Lecz według przypuszczeń Wawrzona i Henryka nie byli to wszyscy władcy tajemniczej wyspy, gdyż druga połowa była albo zajęta pracą, trwającą bez przerwy, albo też wypoczywała po pracy nocnej.
Przy stole rozmowa toczyła się w języku esperanckim.
Potrawy były smaczne, przyrządzone na sposób europejski.
Po skończonym obiedzie dr. Wicherski zwrócił się do naszych przyjaciół i rzekł: