Strona:Edmund Jezierski - Wyspa elektryczna.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powanie, profesor Rockfoss — żeby nie trzymać ich krótko, toby wkrótce wszystko poniszczyli, i zdobycze wiedzy naszej, wyniki długiej bardzo pracy poszłyby na marne.
Wawrzon chciał rzucić mu odpowiedź:
— I tak przecież idą one na marne. Korzysta z nich tylko szczupła garstka was, władców tej wyspy, a poza jej granicami nikt o was nawet nie wie!
Powstrzymał się jednak, nie chcąc drażnić i tak już srodze rozgniewanego profesora i poprzestał tylko na zapytaniu:
— Czyż ci robotnicy nie należą do stowarzyszonych władców wyspy?
— Oni! — zawołał z pogardą profesor Rockfoss — to żółte i czarne bydło. Wszakżeż to niewolnicy nasi... kulisi... wynajęci do służenia nam... Ładniebyśmy wyglądali, gdybyśmy władzę naszą chcieli z nimi dzielić. Służą nam tylko do pracy i to trzymać ich trzeba krótko, karać jak najsurowiej, ażeby przynajmniej nie wyrządzali nam szkód dotkliwych.
Gorzki uśmiech przewinął się po wargach Henryka i Wawrzona. W innem zgoła świetle przedstawili się im teraz władcy tej wyspy tajemniczej.
Nie rzekli jednak nic i w milczeniu skierowali się za profesorem i doktorem Wicherskim do drugiego oddziału — chwytania wichrów.
Istnym labiryntem korytarzy podążyli do obszernej platformy, która po naciśnięciu odpowiedniego guziczka poniosła ich do góry.
— Drugą bardzo ważną siłą motorową naszego państwa — objaśniał prof. Rockfoss — są wichry, jak dotąd, przeważnie wiejące bez żadnego pożyt-