Strona:Edmund Jezierski - Wyspa elektryczna.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czający się przed nimi czarowny widok, poczem profesor zamknął drzwiczki i tym samym wąskim korytarzem poprowadził ich z powrotem do hali maszyn.
Tam wszystko było w ruchu. Maszyny ani na chwilę nie stawały, a dozorujący ich ludzie pilnowali tylko biegu ich i oliwienia.
Właśnie przy jednej z maszyn, w chwili, gdy nasi znajomi weszli, stał się wypadek: pas, prowadzący do transmisji, spadł i rozległ się głuchy trzask. Stało się to z winy robotnika, mającego pilnować biegu maszyny, który zapatrzył się na naszych przyjaciół.
Robotnik ten, jak można było wnioskować ze wszystkich oznak, należał do rasy żółtej i był przepysznym okazem Chińczyka.
Profesor Rockfoss szybkim krokiem skierował się w tamtą stronę i bacznie oglądać począł maszynę. Znalazł się tam również i dozorca robotników, Europejczyk, tęgi, barczysty.
— Na tydzień do ciemnicy! — rzucił krótko profesor Rockfoss po esperancku rozkaz dozorcy po obejrzeniu szkody.
I wnet dozorca, ująwszy drżącego z przerażenia robotnika za ramię, poprowadził go z sobą.
Nasi przyjaciele zamienili z sobą znaczące spojrzenie.
Co to miało znaczyć? Więc nie wszyscy tu na tej wyspie jednakiemi rządzą się prawami? Skąd naraz ta nagła surowość, zwłaszcza, że jak Henryk od jednego spojrzenia ocenił, uszkodzenie nie było tak znaczne.
— Z tymi ludźmi nie można inaczej! — zawołał wzburzony, jakby objaśniając im swe postę-