Strona:Edmund Jezierski - Wyspa elektryczna.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Chyba posiadacie ów słynny kamień filozoficzny!? — zawołał Henryk.
— Nie posiadamy go — odrzekł im przewodnik — lecz mamy coś w tym guście. Zresztą jutro przy zwiedzaniu fabryk przekonacie się o tem naocznie.
Zasiedli tymczasem do stołu, i, gdy przewodnik nacisnął guziczek elektryczny, potoczyły się po nim wagoniki z potrawami.
Wonny i apetyczny zapach ich mile połechtał powonienie naszych przyjaciół, i, ku wielkiemu zadowoleniu Henryka, przekonali się, iż uczta ta nie składała się ze skoncentrowanych pokarmów, lecz raczej była godną stać się prawdziwą ucztą Lukullusa.
Z apetytem też zajadali jedną potrawę za drugą, obficie zakrapiając je winem.
Obywano się przytem zupełnie bez służby: albowiem przed przewodniczącym znajdowało się kilka szeregów guziczków elektrycznych. Za naciśnięciem właściwego podtaczała się żądana potrawa lub napój.
W ten sposób wszyscy obsłużeni byli znakomicie.
Pod koniec uczty dobre wino rozwiązało języki, i poczęto wznosił toasty jeden za drugim, które wygłaszano w języku esperanckim.
Napróżno obydwaj przyjaciele silili się odgadnąć narodowość osób, siedzących przy stole. Przedstawiały one taką mieszaninę typów, że, rzeczywiście, stanowiło to prawdziwą zagadkę. Jeden tylko ich opiekun, jak już wiemy przestawiał wyraźny typ polski.
Uczta skończyła się wreszcie. Wszyscy po-