Strona:Edmund Jezierski - Wyspa elektryczna.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I na myśl o tem dreszcz wstrząsnął ich ciałem. Ha... gdy tak dalej pójdzie, można oszaleć...
Być zamkniętym tu, w tych czterech ścianach, bez widoku błękitu nieba, bez słońca, bez ludzi i czekać, aż nadejdzie śmierć litościwa i kres mękom położy!
Nie, to straszne, to wprost potworne!... To przechodzi siły ludzkie!
Henryk pierwszy poddał się rozpaczy i, bezsilnie opadłszy na łóżko, ukrył głowę w poduszce, tłumiąc w niej rozrywające mu pierś uczucie.
Rozpacz przejmowała go nie z powodu tego, że w tych czterech ścianach śmierć go czekała... O nie, tej się nie lękał. Spotkana wprost nie była mu straszną... Przyjąłby ją spokojnie, z godnością...
Lecz rozpaczą przejmowała go myśl o długich mękach konania, o strasznych cierpieniach w zamknięciu, w tej klatce, skąd nawet wyjrzeć na świat Boży nie było można. Ten brak wolności właśnie stał się największym powodem jego rozpaczy...
Wawrzon znacznie spokojniej przyjmował swój los. Syn ludu, przyzwyczajony do walących się na głowę jego ciosów, z większą wytrwałością i poddaniem spotykał te przeciwności życiowe.
Nie poddając się, tak jak Henryk, rozpaczy, pracował jednocześnie gorączkowo myślą nad wynalezieniem sposobu wydobycia się z tej niewoli.
To niemożebne, by bez żadnego powodu, bez żadnej z ich strony winy wtrącano ich do wiezienia, z którego niema nadziei wydobycia się. To nie do pojęcia!... Wszakżeż musi być jakaś droga