Strona:Edmund Jezierski - Wyspa elektryczna.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ratunku, jakieś wyjście z tego zaczarowanego koła?...
Przychodziły mu na myśl przeróżne plany i projekty, lecz wszystkie odrzucał zaraz, jako niewykonalne.
Nachylił się więc nad rozpaczającym Henrykiem i, ujmując go za ramię, rzekł:
— Uspokój się, Henryku. Niema jeszcze powodu do tak szalonej rozpaczy. Wyjść stąd musimy. Nie zginiemy marnie w tych czterech murach. Tylko nie poddawaj się rozpaczy, gdyż odbiera ci ona całą energję, całą siłę życiową.
Słysząc te uspokajające słowa, Henryk uniósł się na łóżku, usiadł i głosem cichym, znękanym, odezwał się:
— Mówisz o uwolnieniu się stąd... Ale jak? Czyż skruszysz te ściany? Czy znajdziesz w nich jakiekolwiek przejście? Patrz! gładkie, jednolite, a zresztą, za najmniejszem usiłowaniem ucieczki zabiją nas potęgą prądu elektrycznego... Walcz więc z tem, pokonaj te trudności...
— Ja też nie myślę zupełnie, ażeby siłą torować sobie drogę do wolności... nawet o tem marzyć nie możemy! Lecz są i inne sposoby. A tem jest szczere, jasne postawienie kwestji. O ile się domyślać mogę, tym, co nas więżą, chodzi o zachowanie tajemnicy, idzie im o to, by nikt o nich w świecie się nie dowiedział. Przyrzeknijmy im to, dajmy im słowo honoru, a pewien jestem, iż uwierzą zaręczeniom Polaków i obdarzą nas względną wolnością.
Wawrzon mówił to głosem silnym i podniesionym.