Strona:Edmund Jezierski - Wyspa elektryczna.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lecz i tu nie zauważył żadnego uderzenia.
— Nic nie czuję — rzekł.
Wawrzon z szeroko otwartemi ze zdumienia oczami patrzył na niego, nie mogąc zupełnie zrozumieć, co to może oznaczać.
Podczas gdy on uczuł tak silne, potężne wprost uderzenie prądu, ten bezkarnie dotyka się ściany bez żadnego wrażenia.
Cóż to więc jest?
Z niedowierzaniem i pewną obawą przed możebnym bólem dotknął się ściany.
Tak! Teraz i on nic nie poczuł...
A więc prąd ten puszczony został chwilowo, jakby dla ukarania go za zbytnią ciekawość. Nie jest on więc stałą właściwością ścian ich więzienia...
Tajemniczy władcy ich więzienia puścili go chwilowo, jakby dla pokazania im swej potęgi.
Te prądy elektryczne, przenikające z szaloną mocą przez ściany, czyniły je niemożebnemi do przebycia, zabezpieczały w zupełności przed ucieczką...
I oto stanęło przed nimi znów pytanie:
Co robić? Jak postąpić, ażeby wyrwać się z tej tajemniczej niewoli, ażeby odzyskać wolność?...
Z opuszczonemi na piersi głowami stali na środku pokoju, pogrążeni w smutnych rozmyślaniach...
Poznali teraz bezsilność swych usiłowań, bezowocność wszelkich prób...
Muszą siedzieć zamknięci w tych czterech ścianach błyszczących dotąd przynajmniej, dopóki podoba się tym zagadkowym ludziom. Może do śmierci samej?