Strona:Edmund Jezierski - Wyspa elektryczna.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ten płyn z flakonu podziałał na mnie, jak najlepsze wino.
Henryk z ciekawością patrzył na niego, wreszcie wziął do ręki jedną z owych kulek i z podziwem przyglądać się im zaczął...
— To fenomenalne! — wykrzyknął wreszcie — to, o czem uczeni przez cały szereg wieków marzyli i roili, jako o czemś niedoścignionem, widzę tu spełnione. Toż te kulki to skoncentrowane zasadnicze i najważniejsze pierwiastki składowe pokarmów naszych. Parę takich kulek wielkości grochu w zupełności wystarczy, ażeby nasycić człowieka w ciągu jednego dnia. Dzięki wynalazkowi temu, ludziska, choćby nie wiem jak się rozmnożyli, nigdyby nie zaznali głodu.
— Tak — przyświadczył mu Wawrzon — to genjalny wynalazek, któryby niewypowiedziane dobrodziejstw o mógł przynieść całej ludzkości. A jednak znaleźliby się tacy, którzyby na niego sarkali...
— E... któżby taki? — spytał z niedowierzaniem Henryk.
— Smakosze — odparł Wawrzon — pigułki te i kostki znakomicie zaspakajają głód, lecz nie czynią zadość smakowi. I dlatego właśnie nie przypadłyby im do gustu.
Wypite flakony wina powoli poczęły działać. W parę minut obydwaj przyjaciele spoczywali już na łóżkach, ujęci snem głębokim...
A przez otwór w ścianie wagonik z potrawami wyjechał z pokoju.