Strona:Edmund Jezierski - Wyspa elektryczna.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Człowiecze! — zawołał — zastanów się! Jak możesz marzyć o zwolnieniu się stąd, gdy nietylko słowa twoje, ale i myśl odczytywane są przez tych, co nas tu więżą.
— A więc zapanuj nad myślami swemi — z powagą rzekł Wawrzon — owładnij niemi tak, by nikt ich nie mógł nawet przeczuć. A teraz zabierajmy się do posiłku.
Pod wpływem tych spokojnych słów Wawrzona Henryk odzyskał równowagę i spojrzał na zawartość wagonika.
Drwiący uśmiech wykrzywił usta jego...
— I to ma być jedzenie — rzekł — ależ to są pigułki homeopatyczne, a nie potrawy, któremi odżywiać się mają ludzie z krwi i kości, tacy, jak my. Nie, to są kpiny z nas!
— Nie przesądzajmy rzeczy — odrzekł mu na to z powagą Wawrzon — nie ilość stanowi, lecz jakość. Ot, spróbujemy raczej tego dania, a potem dopiero wygłaszajmy swe zdania.
I wprowadzając w czyn te słowa, wziął jeden z talerzyków i począł spożywać znajdujące się na nim kulki.
Lecz zaledwie zjadł trzy, odstawił talerzyk i rzekł:
— Osobliwości! czuję się zupełnie sytym. Trzeba spróbować czego innego.
Zabrał się do kostek, podobnych z wyglądu do kostek buljonu.
Połknął jedną, poczem wypił zawartość jednego z flakoników. Usiadł potem na łóżku i znów powiedział:
— Wiesz, że jestem tak nasycony, jakbym Bóg wie jaki obiad spożył. A przytem czuję, że