Strona:Edmund Jezierski - Wyspa elektryczna.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

biło się wahanie. Namyślał się przez chwil parę, wreszcie rzekł:
— Chcecie się z nim zapoznać? Dobrze. Dziś jednak jest już zapóźno. Musimy wypocząć, zato jutro odbędziemy wycieczkę morską naszym statkiem.


X
NA DNIE MORZA

Wawrzon i Henryk nie mogli się doczekać ranka dnia następnego, kiedy to mieli puścić się na przyobiecaną przez doktora Wicherskiego wycieczkę morską. Obudzili się bardzo wcześnie i, zbliżywszy głowy, by ich kto nie podsłuchał, szeptem dzielili się wrażeniami i myślami.
— Uważajmy — mówił Wawrzon do przyjaciela — uważajmy na wszystko, co się dzieje wokoło nas. Niech nic nie ujdzie naszej uwagi, gdyż najmniejsza bagatelka da nam sposobność wyrwania się z tej niewoli.
— Tak — odrzekł Henryk — lecz pomnijmy i na to, że nieudana próba ucieczki zakończyć się musi dla nas śmiercią. Bądźmy przedewszystkiem przezorni i działajmy napewno, gdyż jednak w każdym razie przekładam teraz niewolę na tej wyspie, niż śmierć.
— Ja również. Lecz mimo to o oswobodzeniu się stąd ani na chwilę myśleć nie przestanę.
— Myślmy i szukajmy sposobu, a jestem pewien, że go znajdziemy. Ostrożność tylko, ostrożność przedewszystkiem! — rzekł na zakończenie.