Strona:Edmund Jezierski - Ludzie elektryczni 02.pdf/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jakimś czasie... Ostrzegam cię tylko, panie, miej się na baczności, gdyż niewiadomem jest, kiedy burza wybuchnąć może...
Uścisnął gorąco Halicz dłoń Abdula i rzekł:
— Dziękuję ci szczerze za ostrzeżenie... Przedsięwezmę zaraz środki ostrożności, by napad nie zastał nas nieprzygotowanych... Proszę cię tylko, gdybyś znów dowiedział się o jakichś wrogich dla nas zamiarach, zawiadom mnie o nich natychmiast...
— Effendi, — odrzekł spokojnie Abdul, — raz już ci rzekłem, że życie swe chętnie oddam za ciebie, a Arab zawsze słowa swego dotrzymuje...
Jeszcze raz uścisnął Halicz dłoń Abdula, i ten wyszedł z gabinetu.
Halicz, pozostawiony sam, puścił swobodnie wodze myślom.
A więc dziełu jego, dziełu, o którem marzył przez cały szereg lat, już grozi poważne niebezpieczeństwo...
Czyżby po paru latach zaledwie istnienia runąć miało ono pod naciskiem fanatycznych, ciemnych tłumów?... Czyżby idea, której był wyznawcą, miała zostać pokonaną?... A co stanie się z tymi tysiącami ludzi, którzy, zawierzywszy mu, porzucili ojczyste strony, by na dalekiej Saharze zdobywać chleb i dobrobyt dla siebie?
Czyżby i oni zginąć mieli w nierównej walce?
To go największą przejmowało troską...