Strona:Edmund Jezierski - Ludzie elektryczni 02.pdf/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Co robić?...
Nie, zginąć nie można... spokojnie poddać się fali, któraby niosła nas hen! w dal, ku zagładzie, nie wolno... Bronić się, bronić wszystkiemi siłami, i choćby zginąć przyszło, nie wolno się poddać... nie wolno ulec... Zgubę swą okupić należy śmiercią wielu nieprzyjaciół...
Ożywiany i porwany tą myślą, odzyskał w jednej chwili osłabłą pod wrażeniem tej piorunującej wieści energję, i przedewszystkiem zawezwać postanowił na naradę pana Erazma, Leblanca, Czesława i paru ze starszych, rozumniejszych mieszkańców miasta.
Przybyli w skupieniu i z powagą wysłuchali relacji o grożącem miastu niebezpieczeństwie, wreszcie pan Erazm rzekł pierwszy:
— Prawda, niebezpieczeństwo jest poważne, niema go co kryć, lecz przeciwnie objawić wszystkim, by do obrony się szykowali... Codziennie teraz należy odbywać ćwiczenia z bronią oraz wysyłać patrole w okolice, by nieprzyjaciel nie zaskoczył nas nieprzygotowanych. A gdy przyjdzie, przyjmiemy go godnie, ale tak, że na długo popamięta to najście...
— Zgadzam się zupełnie ze słowami pana, — przytwierdził Leblanc — lecz, zgodnie z relacją Abdula, widzę, że siły nieprzyjacielskie są bardzo znaczne, i że nas falą swą zaleją, zniszczą, zanim za broń schwytać