Strona:Edmund Jezierski - Ludzie elektryczni 02.pdf/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Począł szukać w pamięci i wreszcie przypomniał sobie, że widział ją wśród owej tajemniczej karawany, którą dowodził Jussuf.
A Kazimierz Halicz odrzekł spokojnym tonem:
— I owszem, po posiłku, proszę panów do mojej pracowni... Tam im zademonstruję ten nienowy zresztą wynalazek...
Reszta uczty odbyła się w jakiemś gorączkowem podnieceniu i oczekiwaniu...
Miano ujrzeć coś niezwykłego, możność stania się miljonerem w przeciągu krótkiego czasu...
Wygłaszane mowy i toasty przeminęły niepostrzeżenie, każdy prawie pochłonięty był myślą o tem, co ujrzy, jakie znów dziwo ukaże ten czarodziej.
Pospiesznie też powstano od stołu, tłumnie cisnąc się za Kazimierzem Haliczem do jego pracowni. Wielka, widna sala, zastawiona stołami, z rozstawionemi na nich motorkami, przyrządami i maszynami oraz rysunkami różnych maszyn w jednej chwili zapełniła się cała.
Kazimierz Halicz ze spokojem podszedł do jednego ze stołów, wziął jakiś dziwnego kształtu przyrząd, połączył go drutami z maszyną elektryczną, i biorąc do ręki spory kawałek węgla, rzekł do zebranych:
— Jak wam wiadomo zapewne, panowie, djament jest skrystalizowanym węglem... Oto więc macie materjał, z którego w krót-