Strona:Edmund Jezierski - Ludzie elektryczni 01.pdf/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się do przyrządzania śniadania dla obydwóch Europejczyków.
Mile też zdziwił się Czesław, gdy po przebudzeniu zauważył tę ich zgodę i porozumienie.
Wstał, podszedł do Aï, chciał ująć ją za ramię i przemówić słów parę, lecz dziecko szarpnęło się, odskoczyło w bok i odwróciwszy się tyłem, ponury wzrok utopiło w ziemi…
Dopiero, gdy Said, podszedłszy do niej, zaczął jej coś tłumaczyć i objaśniać, z większą już ufnością spojrzała na niego i nie boczyła się tak…
Na zapytania jednak jego nie dawała mu żadnej odpowiedzi…
Zamknęła się w uporczywem milczeniu, jakby chcąc dowieść tym ludziom, obcym jej i krwią, i pochodzeniem, i wszystkiem, że nic ich z sobą nie łączy, że obcymi są sobie, i że nigdy zaufania jej, dziecka pustyni, nie zdobędą…
Czesław też, rozumiejąc dobrze i odczuwając stan jej psychiczny, nie zaczepiał jej więcej, zwracając się tylko do Saida, który znów ze swej strony porozumiewał się z Aïą.
W ten sposób służył on za pośrednika między nią a Europejczykami.
Dzień cały zeszedł im na bezczynności. Zwiedzili tylko oazę, lecz byt wiele nie mieli tam do oglądania… Kilkanaście palm, wysmukłych, o bujnych koronach liści, oraz zdrój, cicho wytryskający z pośród piasku