Strona:Edmund Jezierski - Ludzie elektryczni 01.pdf/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W słowach jego było tyle godności i mocy, że Maurycy Leblanc mimowoli wstał z miejsca, i wyciągając ku niemu rękę, rzekł pełnym szacunku głosem:
— Daruje pan, lecz wcale nie miałem myśli urażenia go… Najlepszy dowód, że pokładam zupełną ufność w genjalności wynalazków pańskich, złożyłem chyba tem, że ofiarowałem do pańskiej dyspozycji cały mój majątek…
— Tak, lecz…
— Lecz pan go odrzucił, — przerwał mówiącemu pan Leblanc — i przyjął tylko część, nie chcąc mnie w razie niepowodzenia narażać na ruinę. To jest najlepszem świadectwem charakteru pana…
Tu rozmowę ich przerwało dyskretne pukanie do drzwi, a gdy inżynier Halicz zawołał:
— Proszę!… — drzwi otworzyły się i na progu stanął jeden z pracowników biurowych.
— Depesza! — rzekł krótko, podając złożony papier inżynierowi.
Ten wziął go do ręki, rozerwał szybko i przebiegać począł oczyma.
Na twarzy jego ukazał się rumieniec, a usta wykrzywił uśmiech.
— Znakomicie!… — zawołał, podając depeszę panu Leblanc, — niech pan, proszę, przeczyta. To od bratanka mego Czesława. Donosi mi, że pierwszy transport szczęśliwie dopłynął do Algieru, że złożony został w specjal-