Strona:Edmund Jezierski - Ludzie elektryczni 01.pdf/09

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zdaje się, że bardzo dobrze… Pierwszy transport maszyn i przyrządów odpłynął już z Marsylji do Algeru… Drugi — dziś lub najpóźniej jutro wysłany zostanie, a za niemi pójdą dalsze… Napływ zgłaszających się na akcje, jak pan sam powiada, jest bardzo znaczny. A więc posiadamy wszystko, co jest nam potrzebne: kapitały i teren do pracy. Pozostaje tylko wprowadzić w czyn pomysły moje, a rzecz cała zostanie załatwioną, i Sahara zakipi nowem życiem…
— Czy tylko te pomysły pańskie nie zawiodą czasem?… — spytał tonem wahającym się młody miljoner.
Inżynier Halicz zwrócił na niego błyszczące jakimś wewnętrznym ogniem oczy i rzekł z naciskiem:
— Jestem ich pewien tak, jak siebie samego… Nie narażałbym na straty ani pana, ani tych, co z ufnością kapitały swoje lokują w akcjach naszego Towarzystwa, gdybym nie był przekonany o doniosłości moich wynalazków. Po głębszym namyśle i rozwadze dopiero zaproponowałem panu ten interes, i to jeszcze wahałem się, czy postawić go na takiej stopie. Dopiero przeświadczenie, że jest on czysty i pewny, skłoniło mnie do tego. Jestem Polakiem, panie Leblanc.
To mówiąc, inżynier z dumą podniósł do góry głowę.
— Nie przedsiębiorę nigdy nic takiego, coby lekkomyślnem było i mogło innych na straty narazić…