Strona:Edmund Jezierski - Ludzie elektryczni 01.pdf/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie na ten cel wynajętych składach, i że czeka na resztę transportu. Tymczasem zająć się ma wynajęciem wielbłądów i ludzi, celem przewiezienia tego wszystkiego do najbliższej oazy, któraby posłużyła za podstawę do dalszej naszej działalności… gdziebyśmy mogli położyć kamień węgielny całego przedsięwzięcia, które tak radykalnie zmienić ma wygląd Afryki, a Francji napędzić nowe miljardy…
Umilkł inżynier, a widząc, że urzędnik stoi przy drzwiach nieruchomo, jakby czekając na dalsze rozkazy, rzekł:
— Już nic, panie Dacré, może pan odejść.
Lecz urzędnik, skłoniwszy się tylko, odparł:
— Panie dyrektorze… Tam przyszedł jakiś niemłody już człowiek… prosi koniecznie o przyjęcie i posłuchanie, mówi, że jest rodakiem pana dyrektora…
Wyraz znużenia odbił się na twarzy Halicza.
Znów jeden z rodaków. Jeden z tych, co wyrzuceni falą losu poza granicę Ojczyzny, szukać muszą zarobku na obcej ziemi. A nie umiejąc nic praktycznie, czepiają się byle czego i byle kogo, żeby tylko żyć, żeby nie zginąć marnie z głodu gdzie pod płotem.
I ten rodak zapewne przyszedł prosić go o jałmużnę albo o posadę w nowotworzącem się Towarzystwie… Tu wzrok jego padł na siedzącego naprzeciwko milczącego Leblanca.