Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/466

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ale przeprawienie się przez rzekę tą razą niespodzianie utrudnioném zostało.
Z dwu statków przewozowych, które miały nas zabrać, jeden całkiem rozleciał się w kawałki, drugi był silnie uszkodzony w kilku miejscach, i napół zagrzebany w błocie. Mały duar, zamieszkały przez rodziny przewoźników, był pusty; rzeka nazbyt głęboka i rwąca, by ją w bród przebyć było można bez narażenia się na groźne niebezpieczeństwo, a bliżéj jak na odległość całego dnia drogi przewozowego statku nie było! Co tu począć? Jak się przeprawić? Jeden z żołnierzy wpław przebył rzekę, aby w imieniu posła opowiedziéć gubernatorowi o naszym kłopocie; gubernator również przysłał tą samą drogą swego żołniérza, aby posłowi całą rzecz objaśnić. Przewoźników na dzień przed tém zawiadomiono, iż nazajutrz będziemy na brzegu i rozkazano im wszystko przygotować dla przeprawienia przez rzekę poselstwa; ale ponieważ statki, dzięki ich niedbalstwu, znajdowały się w tak pięknym stanie, więc nie mogąc czy téż nie chcąc ich naprawiać, wszyscy uciekli Bóg wie dokąd, zabrawszy z sobą rodziny, bydełko i konie, aby ujść przed zasłużoną karą. Zatém nic innego nie pozostało do zrobienia, jak samym, o ile się da najlepiéj, naprawić, chociaż ten jeden mniéj uszkodzony statek. Tak się téż i stało. Żołniérze rozbiegli się po duarach pobliskich, aby zebrać ludzi, i bezzwłocznie rozpoczęto roboty pod kierownictwem majtka Ludwika, który w téj ważnéj a pamiętnéj dla niego okoliczności, wybornie się z włożonego nań obowiązku wywiązał, godnie