Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/401

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

siego, a obok niego klęczała cudnéj piękności kobieta, ubrana wspaniale, z włosem rozwiązanym, która, śmiejąc się, płacząc, słodkim głosem szepcząc słowa rozpaczy i miłości, obwiązywała mu nogi skrwawione. Była to Rahmana. Żołniérze zaprowadzili ją do domu jéj ojca; przebyła w nim trzy dni nie odpowiadając na żadne pytania, milcząca jak grób; potem znikła. Znaleziono ją w lesie, w owéj staréj chałupie: drapała ziemię paznokciami wołając Arusiego. Już nie odeszła stamtąd. Bóg, jak mówili arabi, rozum jéj przywołał do siebie, i została świętą.
Czy żyje dotąd, nie wiem. To pewna, iż żyła jeszcze przed dwudziestu laty, i że widział ją w jéj pustelni pan Narcyz Cotte, urzędnik francuskiego konsulatu w Tangierze, który opisał jéj dzieje.