Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/402

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




∗             ∗

Teraz nie ma już kątka w Fez, któregobyśmy nie znali, a jednak zawsze się nam zdaje, żeśmy tu wczoraj dopiéro przybyli, tak wielką bowiem jest rozmaitość, którą przedstawiają te mury, te bramy, te wieże, te gruzy; tak żywo rzecz każda przypomina nam co chwila, żeśmy tu obcy; tak nam trudno oswoić się z tém, iż jesteśmy przedmiotem ciekawości ogólnéj. Ciekawość ta nie zmniejszyła się dotychczas, pomimo iż wszyscy mieszkańcy Fezu widzieli już nas po kilka razy. Zmniejszyła się natomiast nieufność, a może nawet i nienawiść nieco ostygła: dzieci zbliżają się do nas i dotykają się naszego ubrania, chcąc się dowiedziéć z czego jest zrobione; kobiety wprawdzie krzywém okiem na nas patrzą ale przynajmniéj chociaż nie uciekają spostrzegłszy nas zdaleka; złorzeczenia i groźby rzadziéj obijają się o nasze uszy, żołniérze nie częstują już nikogo kijami, a owa pięść niewieścia,