Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/400

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Naraz głos potężny rozległ się w ciemności:
— Arusi pozdrawia ciebie, szeiku Sid-Mohamedzie Abd-el-Dżebar!
Stary kaid, przerażony, zrywa się z posłania i słyszy tentent konia oddalającego się w całym pędzie. Przyzywa żołniérzy, którzy na głos jego nadbiegają z pośpiechem i woła: Konia mego, konia dajcie mi zaraz. Szukają jego konia, ale ów koń, najpiękniejsze zwierzę z całego Garbu, znikł gdzieś bez śladu. Biegną do namiotu Sid-Alego: znajdują go na ziemi bez ducha, ze sztyletem wbitym w lewe oko. Kaid wybucha płaczem: żołniérze puszczają się w pogoń za zbiegiem. Dostrzegają go z daleka, na chwilę, i tracą go z oczu; znowu ukazuje się jak cień, jak mara, lecz pędzi z szybkością strzały; zniknął powtórnie i już się nie ukazał więcéj. Niemniéj przez noc całą nie przestają go ścigać; wreszcie już nad ranem, znalazłszy się na brzegu gęstego lasu, chcąc nie chcąc muszą się zatrzymać, czekając, aż świtać zacznie. O świcie, widzą w oddali konia kaida, który idzie w ich stronę, zmęczony, pianą i krwią okryty, napełniając powietrze żałośném rżeniem. Wpadają na myśl, iż Arusi musi być w lesie; spuszczają psy ze smyczy, a z bronią w ręku zapuszczają się w gęstwinę. Wkrótce spostrzegają starą chałupę, śród drzew napół ukrytą. Psy do chałupy podbiegły i zatrzymały się przed nią. Żołniérze idą wślad za nimi na palcach podchodzą do drzwi; nagotowali strzelby.... lecz na raz strzelby im z rąk wypadły, i z piersi ich dobywa się okrzyk podziwu. Na środku chaty, na ziemi, leżał trup Aru-