Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/399

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

spostrzegają otwór okrągły, tuż nad wodą, w stromém wybrzeżu. Tam być musi zbój ścigany, tędy wszedł do swéj podziemnéj kryjówki. — Kopać! — woła kaid. Żołniérze biegną do duarów pobliskich po rydle i topory, wracają, kopią, przebijają rodzaj sklepienia z gliny i odkrywają norę, czy też jaskinię podziemną.
W głębi jaskini stoi Arusi, nieruchomy, blady jak trup, ze spuszczoną głową.
Chwytają go, nie stawia oporu. Wywlekają go na brzeg rzeki i tu dopiéro spostrzega kaid, iż Arusi nie ma lewego oka. Związanego, niosą go do pobliskiego namiotu, rzucają na ziemię, i na początek, aby swą zemstę wywrzéć choć w części, Sid-Ali własnoręcznie swoim sztyletem odcina mu obie stopy i w twarz mu je ciska. Potém, zostawiwszy sześciu żołniérzy, aby go pilnowali, udaje się do innego namiotu razem z kaidem, w celu obmyślenia jakie męczarnie należy zadać pojmanemu wrogowi, przed odcięciem mu głowy. Naradzali się długo: jeden przed drugim starali się wymyślać męki coraz sroższe; żadna z nich wszakże nie zdawała się im dość okropną; nadszedł wieczór, a nie powzięli jeszcze żadnego postanowienia. Odłożyli więc dalsze narady do przyszłego poranku i rozstali się, życząc sobie nawzajem dobréj nocy.
W godzinę potém kaid i Sid-Ali spali już każdy pod swoim namiotem: noc była ciemna, ani wietrzyku, ani szelestu liści; tylko szmer wody i oddéch śpiących przerywały uroczystą jéj ciszę.