regów żołniérzy czerwonych, którzy nam broń prezentowali, i weszliśmy do przeznaczonego dla nas mieszkania.
O, jakże miłego doznałem wrażenia! Był to dom książęcy w czysto maurytańskim stylu, z małym ogródkiem pełnym cieniu i chłodu, w którym szeregami, w prawidłowych odstępach, rosły cytrynowe i pomarańczowe drzewa. Z ogrodu nizkie drzwiczki i kurytarz tak wąski, iż dwoje ludzi nie mogło w nim iść obok siebie, wiodły na mały wewnętrzny dziedziniec. Do koła dziedzińca wznosiło się dwanaście białych słupów, połączonych z sobą dwunastu łukami w kształcie podkowy, na których, na wysokości piérwszego piętra, spoczywał krużganek okrążający dziedziniec, również cały w luki, zaopatrzony w drewnianą kratkę. Posadzka na dziedzińcu, na krużganku i w pokojach była cała z przepysznéj mozaiki, układanéj z malutkich emaliowanych czworoboków barw niezmiernie żywych; luki malowane i w arabeski; kratka na krużganku misternie przezroczyście rznięta: cały gmach pełen takiéj harmonii stylu i takiego wdzięku, jak gdyby go wznosili budowniczy Alhambry. W środku dziedzińca znajdowała się fontanna; inna fontanna wyrzucająca wodę trzema otworami była w zagłębieniu w murze, które pokrywała mozaika, w róże i gwiazdy. W każdym łuku wisiała wielka maurytańska lampa. Jedno skrzydło budynku ciągnęło się wzdłuż jednego z boków ogrodu i miało prześliczną