Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mie srebrnego, sczerniałego pieniążka, chociażby byt pewny że srebro jest dobre, a to z obawy, żeby nie wydał się wykopany z ziemi i żeby nie wzbudził podejrzeń w tych, którzy polują na ukryte skarby. Kiedy jakiś zamożny człowiek umiera, krewni jego, chcąc uniknąć rabunku, ślą podarunek gubernatorowi. Podarunki składają równie, prosząc o jakąś łaskę, o wymiar sprawiedliwości, aby ustrzedz się prześladowania albo dla tego jedynie aby z głodu nie umrzéć. A kiedy wreszcie głód i rozpacz przyprowadzi ich do wściekłości, zwdjają namioty, porywają za strzelby i... wybucha powstanie. Wówczas cóż się dzieje? Oto sułtan wypuszcza na nich trzy tysiące szatanów na koniach, aby śmierć szerzyli w zbuntowanéj ziemi. Szatani ci ścinają głowy, wyrzynają trzody, porywają kobiéty, palą zboża, przyprowadzają ziemię do stanu pustyni pokrytéj krwią i popiołem, i wracają do stolicy z oznajmieniem, iż bunt poskromiony. Jeżeli zaś co również czasem się zdarza, powstanie rozszerzy się nadspodzianie i obracając w niwecz te środki, za pomocą których rząd usiłuje je zwalczyć, rozprasza wojsko i zwycięztwo odnosi, jakaż ztąd korzyść dla ludu wynika, oprócz téj krótkotrwałéj swobody, którą okupują tylu ofiarami? Obierze on nowego sułtana i wywoła wojnę dynastyczną pomiędzy prowdncyami, po ustaniu któréj nastąpi gorszy jeszcze despotyzm. Tak się téż tu i dzieje od wieków dziesięciu! Dziesiątego o świcie karawana ruszyła w drogę; towarzyszyła jéj eskorta trzystu konnych Beni-