Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

obu rąk do piersi, i wznoszenie oczu do nieba z dziwnie śmiesznym wyrazem gastronomicznéj rozkoszy. Słodka legumina, mówiąc nawiasem, był to rodzaj tortu zrobionego z miodu, jaj, masła i cukru, który należy do najbardziéj ulubionych przysmaczków arabskich, i do którego przywiązany jest pewien dziwny przesąd, ten mianowicie iż jeżeli się zdarzy że podczas gdy kobiéta ów tort przyrządza, wejdzie przypadkiem do pokoju mężczyzna, wówczas tort staje się szkodliwym i lepiéj jest wcale już go nie kosztować. A wino? zapytał któryś z nas. Czyż się nie pośle wina panu gubernatorowi? Zaczęto się naradzać. I do nas wprawdzie doszły już pewne wieści o tém, że prześwietny Ben-Auda ma być w skrytości wielkim miłośnikiem butelki; ale czyżby pił wino w obecności żołnierzy? Postanowiono nie częstować go niém wcale. Jednak, wydało mi się, iż zwracał na butelkę spojrzenia nader słodkie; o wiele słodsze od tych, któremi nas obdarzał. Przez cały ten czas, który przesiedział na swojéj macie, z wyjątkiem tych chwil w których następowała wymiana darów jadalnych, zachowywał on taką powagę, wyraz tak nieznośnéj pogardy i dumy, że nieraz myślałem sobie, coby to to była za rozkosz miéć tu na zawołanie nasze czterdzieści pułków bersaglierów, aby im kazać przeciągnąć mimo nosa tego muzułmanina!


Mohamed Ducali opowiadał mi podczas śniadania pewien ciekawy ustęp z dziejów rodziny Ben-