Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

świadka swéj niewinności, uderzając pięściami o ziemię, zakrywając sobie twarz rękami na znak rozpaczy, ciskając na swego wroga piorunujące spojrzenia, których nienawiści i jadu żadne pióro, żaden pędzel nie zdoła wyrazić. Mówił iż jego przeciwnik przekupił świadków, że zagroził władzom, iż kazał go więzić aby na nim wymódz okup, tak jak więził innych aby w ich domach znieważać kobiéty, że poprzysiągł śmierć jego, że był plagą całéj okolicy, potępieńcem, nikczemnikiem, łotrem; a mówiąc to pokazywał na obnażonyah rękach i nogach ślady kajdanów i głos mu się urywał od silnego wzruszenia. Murzyn, którego cała postać zdawała się potwierdzać każde z tych obwinień, słuchał patrząc w ziemię, odpowiadał nie podnosząc oczu, uśmiéchał się nieznacznie, szyderczo i stał spokojnie, niewzruszony, obojętny a złowrogi jakby posąg zdrady.
Debata te trwały już dość długo i zdawało się że się chyba nigdy nie skończą, gdy naraz Poseł je przeciął, przedstawiając zwaśnionym pewien pomysł, który mu przyszedł do głowy, a który miał na celu zbadanie prawdy. Obaj zgodzili się nań chętnie. Wówczas Poseł przywołał Selama, a gdy ten po chwili stanął przed nim ze swemi czarnemi, szeroko rozwartemi oczami, rozkazał mu wsiąść na koń natychmiast, pędzić do wioski ubogiego araba i tam od mieszkańców zasięgnąć bliższych wiadomości o obu skarżących i o całéj ich sprawie. Murzyn myślał sobie: Boją się mnie: albo będą moją stronę trzymali albo nic nie powiedzą. Arab tymczasem myślał i