Strona:Edgar Wallace - Wills zbrodniarz.pdf/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jakim dawnym przyjacielem?
— Standertonem.
— Gilbertem?
Jack Frankfort uśmiechnął się.
— Nie, ze strasznym stryjem Gilberta. Mamy dla niego właśnie coś załatwić.
— W jakimże celu udasz się do niego?
— Idzie o testament, mój drogi. Mamy dlań ułożyć testament.
— Ileż testamentów spisał już w życiu ten stary dziwak? — powiedział Leslie w zadumie. Biedny Gilbert!
— Czemuż biedny? — spytał brat, nabierając marmelady.
— Był przez jakichś dziesięć minut generalnym spadkobiercą stryja.
Jack zrobił grymas.
— Niema, zda się, człowieka któryby przez dziesięć minut nie był spadkobiercą starego Standertona. W ciągu ostatnich lat dwudziestu ustanawiał, jak mi mówiono spadkobiercami swymi każdy szpital, przytułek psów, czy kotów, każdy najcudaczniejszy zakład, o jakim