Strona:Edgar Wallace - Wills zbrodniarz.pdf/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nia pistoletem — czyż nie jest to zgoła poetyczne, oszukać pana potroszę? Możliwe, — dodał z ponurym uśmiechem, że... że i ja doznam wyrzutów sumienia i zwrócę panu kiedyś z powrotem własność, którą skradnę tej nocy.
Zatrzasnął z łoskotem drzwi, przekręcił dwa razy klucz w zamku i skierował się do biura.
— Pozostaniesz pan tutaj przez czterdzieści ośm godzin! — powiedział — Potem będziesz wolny... daję na to słowo. Nie jest to, przyznaję, zgoła przyjemne, ale życie zmusza nas do nierównie przykrzejszych często przejść. Pozostawiam pana dobrotliwemu losowi jego.
Rzekłszy to wyszedł, a Gilbert sądził, że opuścił dom. Ale wrócił po kwadransie niosąc wielki imbryk z kawą, dwa nowiuteńkie termosy, oraz dwa pokaźne pakiety napchane, jak się później okazało mnóstwem zakąsek.
— Nie chcę pana wcale zagłodzić! — oświadczył. — Radzę trzymać kawę ciepło, mogłaby ostygnąć zanadto w ciągu długiego czekania. Przyniosę panu zresztą coś jeszcze.