Strona:Edgar Wallace - Wills zbrodniarz.pdf/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

suwę, zobaczysz coś, czego nie widziałeś pan, sądzę, dotąd jeszcze.
Gilbert był już niemal we wskazanym kącie, gdy nagle uświadomił sobie przejrzysty zresztą trick. Obrócił się szybko, ale już lufa pistoletu dotykała niemal jego serca.
— Panie Gilbercie Standerton! — powiedział Wallis. — Podnieś pan ręce w górę! Pańskie plany rozrachunkowe mogą mieć dużo słuszności, ja jednak postanowiłem dokonać dziś wieczór pewnej jeszcze transakcji, przed wycofaniem się w życie prywatne. Wiedz pan, że będzie to znowu przypadek tak zwanej poetycznej sprawiedliwości. Stryj pański...
— Mój stryj! — powtórzył Gilbert.
— Stryj pański, — rzekł Wallis z ukłonem, wielce czcigodny, ale zdziwaczały, stary dżentlemen, przechowuje od niedawna w jednej z naszych najlepszych kas pancernych klejnoty wartości około ćwierć miljona funtów, owe słynne djamenty Standertonów, które jak sądzę, oddziedziczysz pan kiedyś. Czyż nie jest to rodzaj poetycznej sprawiedliwości — dodał, cofając się do wyjścia i szachując ciągle więź-