Strona:Edgar Wallace - Wills zbrodniarz.pdf/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy ktoś widział, jak wracałeś? — spytał Callidino.
— Nie! — odrzekł Wallis, potrząsając głową. — Zostawili detektywa, by mnie pilnował. Oczywiście, biedaczysko włóczył się ulicą tam i z powrotem. Mogłem z całą łatwością iść za jego plecami i w stosownej chwili wśliznąć się w bramę.
Pilnowanie jest zajęciem bardzo męczącem, a nie wielu z ludzi uświadamia sobie dość jasno, ile trzeba fizycznego wysiłku, by coś trzymać na oku, zostając ciągle w tej samej sytuacji. Nawet baczność najbieglejszego policjanta da się ukołysać w sposób nader prosty i Wallis miał słuszność twierdząc, że mógł niepostrzeżenie wrócić do domu. Jedyne niebezpieczeństwo leżało w tem, że podczas jego nieobecności mógł się ktoś u niego zjawić.
— A cóż z tobą?
Callidino uśmiechnął się.
— Moje alibi jest bardziej zawikłane, a jednak dużo prostsze! — powiedział. — Rodacy moi przysięgną za mnie. Neapolitańczycy łżą z upodobaniem i gotowością.