Strona:Edgar Wallace - Wills zbrodniarz.pdf/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wallis pożegnał starego muzyka i wnuczkę jego i ruszył razem z przybyłym, który podał, że się nazywa Smith, co było dość bezbarwne, do końca ulicy.
Miał mu powiedzieć coś ważnego.
— Wynająłem dla ciebie to mieszkanie, Smithy, — podczas gdy kroczyli zwolna w kierunku Horston-High-Street — bowiem jest pewne i spokojne. Są to ludzie szanowani i nikt nie będzie ci przeszkadzał.
— Nie zostanę tu wystawiony na napaści, nieprawdaż? — rzekł człowiek nazwany Smithem.
— Na razie nie! — odrzekł Wallis. — Ale nie wiem, jaki będzie dalszy rozwój wydarzeń. Troszczę się bardzo.
— Czemże się troszczysz?
Jerzy Wallis roześmiał się trochę bezradnie.
— Nie stawiaj tak głupich pytań! — powiedział z dobrotliwą przyganą, — Czyż nie uświadamiasz sobie, że ktoś odkrył manipulacje nasze. Tak się... stało, niestety.
— Dlaczegóż tedy nie zaprzestajemy ich? — spytał Smith spokojnie.