Strona:Edgar Wallace - Wills zbrodniarz.pdf/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czemużto drogi dziadziu? — spytała dziewczyna, nie podnosząc oczu z nad roboty.
— Jest to z mej strony, zapewne samolubstwem, — powiedział — ale nie chciałbym zostać sam. Oczekuję gościa.
— Gościa?
Goście stanowili w domku Nr. 9. przy Paxton — Street w Hortonie taką rzadkość, że cała frekwencja ograniczała się do regularnych, nieuchronnych wizyt, każdego poniedziałku rano, składanych przez poborcę czynszu za mieszkanie.
— Tak jest... — rzekł dziadek z wahaniem — pamiętasz jeszcze, sądzę, pewnego pana, którego widziałaś niedawno temu?
— Chyba nie pana Standertona?
Starzec potrząsnął głową.
— Nie idzie o pana Standertona, — powiedział — pamiętasz pewnie owego bardzo miłego pana, który ci po wyścigach w Epsom dopomógł wydostać się z tłoku niezmiernego?
— O tak, pamiętam! — odrzekła.
— Nazywa się Wallis! — oświadczył dziadek. — Spotkałem go dziś przypadkowo, podczas zakupów w mieście.