oczywiście, ale bliską była tego, strasznego nietaktu.
Przebieg obiadu ucierpiał znacznie przez niedwuznaczne zdenerwowanie starego generała, tak że nie zapanował nastrój miły. Dwa razy posyłał jednego z trzech obsługujących lokajów, by zasięgnąć wieści od posterunku... jak mówił... w bibljotece. Dotąd nie zaszło nic podejrzanego.
— Nie wiem co mam począć z tą całą historją klejnotów! — powiedział. — Gilbert nie chciał mnie, chyba wykierować na głupca?
Zwrócił się do Edyty z życzliwością, choć jednocześnie zasępiony.
— Czy może w czasach ostatnich nabrał skłonności do kpiarstwa?
Edyta roześmiała się.
— O nie! — rzekła. — Kpiarzem nie był nie i nie jest Gilbert wcale.
— Czyż atoli nie dziwna jest wiadomość jego? — zauważył generał markotnie. — Nie wiem, u djaska co z tem począć! Mógłbym wezwać policji, ale policjanci tutejsi do straszni
Strona:Edgar Wallace - Wills zbrodniarz.pdf/123
Ta strona została przepisana.