Strona:Edgar Wallace - Wills zbrodniarz.pdf/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tańcowi memu, że żywi tesame poglądy. Towarzystwo w obecnym swym składzie warte, ot tyle! — strzelił z palców, tuż pod nosem Jacka, który nie drgnął nawet. — To jest miarodajne! — powiedział stanowczo, wskazując palcem na notatki adwokata. — Resztę majątku leguję Gilbertowi Standertonowi! Zapisz pan to wyraźnie.
Już dwa razy w ciągu życia wypowiadał te słowa i dwa razy zmieniał zapatrywanie. Było zupełnie możliwe, że i tym razem rozmyśli się znowu. Jeśli opinja, jaką miał pod tym względem była uzasadniona, wola jego doznać mogła zmiany do następnego rana.
— Zostań pan do jutra! — rzekł na pożegnanie. — I przynieś szkic w porze śniadania.
— O której godzinie? — spytał Jack uprzejmie
— W porze śniadania! — ryknął starzec.
— O której godzinie spożywa pan generał śniadanie?
— O tej samej co każde cywilizowane stworzenie! — ofuknął go generał. — Dwadzieścia