Strona:Edgar Wallace - Wills zbrodniarz.pdf/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To brat mój! — odrzekł Jack spokojnie.
— Hm... — sarknął generał. Zaraz to pomyślałem, ujrzawszy twarz pańską. Czy widujesz pan Gilberta Standertona? — rzucił znowu popędliwie.
— Spotkałem go kilka razy! — rzekł Jack obojętnie. — Tak jak pan spotyka ludzi, pytając: co słychać i t. d.
— Nie spotykam nigdy ludzi, by ich spy-tać: co słychać! — zaprotestował impetyk, parskając ze wzburzenia. — Jakież masz pan o nim zdanie? — spytał po chwili.
Jackowi przyszła na myśl prośba brata, by poparł Gilberta.
— Uważam go za człowieka bardzo przyzwoitego! — powiedział. — Chociaż jest pełen rezerwy i potrosze zamknięty w sobie.
Starzec sypnął z oczu iskrami.
— Co? Brataniec mój pełen rezerwy... zamknięty w sobie? — wybuchnął. — Oczywiście trzyma się w rezerwie. Czy pan sądzi, że Standertonowie, to towar przeciętny, tandetny? W rodzinie naszej niema żadnego chamstwa, mój panie! Jesteśmy wszyscy pełni rezerwy,