Strona:Edgar Wallace - Wills zbrodniarz.pdf/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niowy! — zrobiwszy grymas, dodał. — Ale będzie się on trzymał Kościoła anglikańskiego aż do końca świata, przeto pieniądze pewne! Dalej... — podjął — ani grosza tutejszej kolonji chorych... uważaj pan, by się tu nie wśliznął legat... ten głupi zwarjowany doktor, o jakiemś świńskiem nazwisku stanął na czele tych, którzy chcieli zdobyć sobie prawo drogowe przez posiadłość moją. Dam ja mu prawo drogowe! — wykrzyknął złośliwie.
Zużył pół godziny na wyliczanie tych poszczególnie, którzy nie mieli korzystać z jego testamentu, a przez cały czas kwoty cofniętych legatów nie przekroczyły tysiąca funtów.
Skończywszy, spojrzał na młodego adwokata bezradnie, a twarde, niebieskie oczy jego, ożywił lekki przeblask humoru.
— Sądzę, że opatrzyłem każdego — rzekł — nie czyniąc specjalnych zarządzeń. Czy znasz pan mego bratanka? — spytał z nienacka.
— Znam przyjaciela pańskiego bratanka.
— Czy jesteś pan może krewnym tego uśmiechniętego z grymasem idjoty Leslie Frankforta? — zaryczał starzec.