Strona:E. Korotyńska - Lucia w Rzymie.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciec do zadumanej córeczki, tak kocha się swój kraj, swą ojczyznę. Nie tak, jak Telimena w „Panu Tadeuszu”, wysławiająca Petersburg, jak każdy, kto woli obczyznę, dla którego kwiaty migdałów milsze nad nasze maki i chabry, dla którego niczym są kłosy złociste zboża i cudne łąki z dzwonkami i smółkami.
Gdzież tu coś, coby można było porównać z naszymi lasami i borami, gdzie tu sosny i z opuszczonymi, jak ramiona zrozpaczonych matek, brzozy, pokażcie mi tutaj, coś podobnie pięknego?
Tęsknota odbiła się na twarzy zacnego ojca Luci.
Dwie małe rączki objęły go za szyję, a głosik, jak dzwonek srebrzysty zadźwięczał: — Ojczulku, jedźmy zaraz,