Strona:E. Korotyńska - Gil.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trzony we mnie drapieżny kot, oczy jego zielone gorzały i zdawały się mnie pożerać.
Od razu poczułam do niego niechęć i strach, patrzał bowiem na mnie ze złością i oblizywał się, jakby smakując.
Przeczucie mi mówiło, iż spadnie na mnie przez niego nieszczęście.
I tak się stało. Pewnego razu, gdy już byłam klatce, zrobionej przez cieślę, wyszli wszyscy z izby, zapomniawszy wygnać z izby kota.
Pozostałam sama z drapieżcą.
Siedziałam przerażona i jak odrętwiała, przytulona do prętów drewnianych klatki, oczekując lada chwila napaści.
Kot przyglądał mi się ze złym błyskiem zielonych oczu, jakby namyśla-