Strona:E. Korotyńska - Gil.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jąc się, czy rozpocząć już swe morderstwo.
Naraz podskoczył do klatki, ale że umieszczona była wysoko, obsunął się kilka razy na podłogę.
Rozzłoszczony, iż nie udało mu się dosięgnąć klatki, spróbował raz jeszcze, tym razem skutecznie.
Usunęłam się w kąt, drżąc cała ze strachu, ale złe zwierzę wsunęło swe pazury i szarpać poczęło me piórka.
Uciekałam to na pręty, to na piasek, ale kocisko szarpało mnie coraz to pazurami i byłabym padła ofiarą, gdyby nie nadejście Małgosi.
Z krzykiem rozpaczy rzuciła się ku mnie, z czego korzystając kot uciekł przez drzwi otwarte i nie zjawiał się przez czas dłuższy.