Strona:E. Korotyńska - Gil.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się śmierć, krzyknęłam tak głośno, iż drwal nachylił się i podniósł, rozglądając się za gniazdem, do któregoby mnie włożył.
Nie znalazłszy miejsca, z którego wypadłam, zabrał z sobą do izby i oddał ośmioletniej swej córeczce Małgosi.
Dziewczynka, otrzymawszy taki żywy podarek, krzyknęła z radości i tulić mnie do siebie poczęła.
Było to bardzo biedne dziewczątko, nie kupowano jej żadnych podarków, gdyż nie było za co, cieszyła się więc bardzo ze mnie i skakała z radości. Napoiwszy mnie, dała żółtko do zjedzenia i papkę z bułki, po czym włożyła mnie do koszyczka i zawiesiła na ścianie jak potrafiła najwyżej.
Na krześle bowiem siedział wpa-