Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Któż zna tajemnice zaziemskie? — rzekł Glauk wydzierając się z objęć Olinta... Jestem gotów! — zwrócił się do Naczelnika straży.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Kiedy znalazł się niebawem na arenie, doznał zawrotu gołowy od powiewu świeżego powietrza i oślepienia od jaskrawości światła. Był nagi, namaszczony, li z pasem na biodrach. Centurjon, który go przywiódł na środek areny, wcisnąwszy mu sztylet w ręce, szepnął współczująco:
— Jesteś młody i zręczny. Mierz w oko lwa — żelazo przeniknie do mózgu. Ocalejesz.
Wchodzącego na arenę „zbrodniarza” powitał szmer nienawiści i oburzenia, ale ustąpił rychło szerzącemu się szeptowi podziwu i litości na widok dumnych rysów twarzy i wspaniałych kształtów Greka, wcielającego w sobie obraz męstwa i piękna swojej ojczyzny — reminiscencję półbogów zamierzchłej przeszłości. Lecz już uwaga zwróciła się na ogromną klatkę, której wrzeciądze otwierał posługacz, a wypuściwszy lwa, zręcznie uskoczył na bok i skrył się.
— Jak gorąco! — rzekła żona Edyla, wachlując się i pokrywając wzruszenie, którego wstydziła się, udając obojętną wobec rozlewu krwi na arenie, zapowiedzianego rykiem lwa.
Ale w istocie powietrze stawało się coraz duszniejszem.
Glauk już się opanował. Czekał śmiało natarcia dzikiego zwierza. Dech zamarł w sercach widzów. Milczenie i poryk głuchy króla pustyni...
Wtem szmer zdziwienia przebiegł po amfiteatrze. Lew zatrzymał się wprost Glauka — nie szedł ku niemu — nie skoczył na żer — instynkt drapieżności, podniecony umyślnie głodem nie przemówił wbrew oczekiwaniu. Zwierzę podniosło łeb — poruszało nozdrzami, chwytając powietrze — rzekłbyś, doznało nie-