Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Moja córko! — rzekł wysłuchawszy jej spowiedzi Arbaces, kiedy przyszła za nim — obrażasz przyzwoitość, tarzając się u progów domu, w którym Glauk przebywa z rozkazu władzy. Żałuje cię, żeś popełniła występek i uczynię sam, co będę mógł, aby zaradzić jego złym skutkom. A dla ciebie będzie lepiej, jeżeli zostaniesz tutaj przez pewien czas. Nie będziesz wygadywała szkodliwych głupstw. Bądź cierpliwa, a za dni parę ujrzysz Glaukusa.
I wyszedłszy, zamknął drzwi na żelazną zasuwę, polecając dozór nad uwięzioną niewolnikowi. Następnie udał się po Jonę i umieścił ją u siebie. Skrępowawszy tym sposobem wolność dwóch kobiet, z których jedna wiedziała o jego pośrednictwie przy wydostaniu trującego napoju, druga wgłos oskarżyła go instynktem serca o mord, odetchnął spokojniej.
Wszelako rozumiał, że powietrze Kampanji staje się dlań ciężkiem, mimo rachuby na pewną zgubę Glauka, przeciw któremu podżegł przez kapłanów gniew pospólstwa, zwykle zagradzający Senatowi drogę do ułaskawienia. Chodząc szerokiemi krokami po mozajkowej posadzce swojej zacisznej komnaty, w której oddawał się czytaniu wyroków gwiazd, rozmyślał o przeniesienia wiary swoich przodków za krańce Oceanu. „Tam wskrzeszę popioły starożytnej monarchji Tebańskiej — marzył. Tam w ukojonem przez czas sercu Jony ozwie się miłość i uwielbienie dla władnej duszy króla — proroka!”

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Zalazłszy się w klatce, Nidja jęła krzyczeć i tupać nogami. Strażnik, młody niewolnik Sozja, przyniósł jej strawę i starał się ją uspokoić.
— Czego chce twój możny pan od biednej ślepej dziewczyny? — żaliła się ze łzami, bijąc pięściami w mur.
— Nie wiem. Może chce, abyć służyła tutaj swojej pani, którą także dziś sprowadzono.