Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mimi kwiatów śród lamp i kadzideł. Nazajutrz kapłan — ofiarnik zauważył, że do symbolów pogańskich nieznana ręka dołączyła godło chrześciaństwa — gałązkę palmową.
Nie ruszył jej.
Mogiłę skropiła oczyszczającą wodą gałęź lauru i zabrzmiało nad nią ostatnie słowo ceremonji pogrzebnej:
Ilicet (skończyło się!).

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Kiedy Jona, która w biesiadzie pogrzebowej nie chciała wziąć udziału, powracała w otoczeniu kobiet do siebie, ku jej najwyższemu zdumieniu jakoby wyrósł przed nią z pod ziemi Arbaces i rzekł:
— Piękna Jono! pretor, litując się nad twojem sieroctwem oddał cię pod moją pieczę, jako dawnemu twemu opiekunowi. Oto jest pismo z nakazem, abyś udała się do mego domu.
— Idź precz, Egipcjaninie! Ty... ty... jesteś sprawcą śmierci brata i szaleństwa Glauka, skoro przez moje nieszczęścia sięgasz po mnie! — krzyknęła.
— Boleść obłąkała jej rozum! Zbliżcie się niewolnicy i umieśćcie ją w lektyce.
— Arbacesie! — zaprotestowała jedna z kobiet, osłaniając Jonę osłupiałą — pisane prawo zabrania przez dni dziewięć przeszkadzać samotności tych, którzy opłakują umarłych krewnych.
— Usuń się, głupia kobieto! — zagrzmiał Arbaces — rozkaz pretora uchyla to prawo dla dobra Jony.
Dziki śmiech wyrwał się z piersi Jony. Padła bez zmysłów wobec sięgających po nią rąk czarnych niewolników. Za chwilę uniesiono ją z przed oczu zapłakanych kobiet.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

A w domu Arbacesa znajdowała się już jedna uwięziona.