Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 9.djvu/272

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   262   —

Mogę cię teraz ojcem moim nazwać,
Bo siostra damy tej, a mojej żony,
W tej chwili żoną jest twojego syna.
Niech cię to ojcze, ni smuci, ni dziwi,
Bo masz synowę piękną i cnotliwą,
Z zacnego rodu i z dobrym posagiem,
A wychowanie zrobiło ją godną
Małżeństwa choćby pierwszego magnata.
Więc pozwól, niech cię uściskam, Wincencyo!
Śpieszmy się! twoje do Padwy przybycie
Niemałą będzie dla syna uciechą.
Wincenc.  Czy prawdę mówisz? czy też dla zabawy,
Zwyczajem wielu wesołych podróżnych,
Stroisz żarciki z ludzi, których spotkasz?
Hortens.  Wierzaj mi ojcze, wszystko to jest prawda.
Petruchio.  Niedługo sam się o prawdzie przekonasz,
Bo widzę, że cię pierwsze powitanie
Trochę nieufnym względem nas zrobiło.

(Wychodzą: Petruchio, Katarzyna i Wincencyo).

Hortens.  Dzięki, Petruchio! dodałeś mi serca.
A więc do wdówki! gdy się zechce srożyć,
Tyś mnie nauczył, jak jarzmo jej włożyć (wychodzi).


AKT PIĄTY.
SCENA I.
Padwa. — Przed domem Lucencya.
(Z jednej strony wchodzą: Biondello, Lucencyo i Bianka, z drugiej przechodzi się Gremio).

Biondello.  Cicho a prędko, panie, bo ksiądz już gotowy.
Lucencyo.  Lecę, Biondello; lecz możesz być w domu potrzebny, idź zatem.
Biondello.  Nie, na uczciwość, dopóki was nie zobaczę w kościele; wrócę potem do pana, jak będę mógł najśpieszniej.